Znajdź odpowiedź na Twoje pytanie o Proszę przetłumaczcie zdania : Marta ogląda telewizor. Janek jedzie na rowerze. Dziadek Aleksandra łowi ryby. Otylia pływa w…
alicja198 zapytał(a) o 17:48 Jak się nazywa piosenka w której dziewczyna jedzie na rogatym rowerze a jednej modelce druga zrobiła trzy cycki 0 ocen | na tak 0% 0 0 Odpowiedz Odpowiedzi dori99 odpowiedział(a) o 17:52 Skylar Grey - C'mon Let Me Ride ft. Eminem 6 0 karina84 odpowiedział(a) o 18:58 Clean Bandit - Rether Be feat. Jess Glynne 0 0 Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
4. Nie porywaj się z motyką na księżyc. Wyznacz sobie realną średnią prędkość oraz zaplanuj miejsca postoju. Przejechanie 300 kilometrów ze średnią 30 km/h jest możliwe, ale najpewniej nie dla Ciebie. Załóż bezpieczną prędkość średnią na poziomie 18-25 km/h. Nie ścigaj się z nikim. Myśl jak maratończyk, a nie sprinter.
Każdy potrzebuje się czasem zresetować. Można iść do baru i na drugi dzień mieć ból głowy? Można! Ale gdy ktoś lubi podróże jest na to dużo lepszy i zdrowszy sposób: rzucić wszystko i pojechać na… Kaszuby i Pomorze rowerem. Dokładnie tak miałem przez ostatnie dni. Poziom rozczarowania i frustracji był już naprawdę wysoki. W skrócie: na ponad rok po powrocie z naszej 16-miesięcznej podróży nie tak to wszystko miało wyglądać (przynajmniej nie w moim wyobrażeniu). Bo nie po to człowiek od tego całego warszawskiego – z całym szacunkiem – korpo syfu uciekał, aby tenże syf dopadł go (choć tym razem pośrednio) ze zdwojoną siłą. Życie. Ale co Wam tu będę przynudzał. Przecież to o resetowaniu i podróżowaniu ma być ten wpis. Na pozytywnie! Bo moi drodzy naprawdę cudny i niezwykły mamy ten kraj. No i w końcu przyszła do nas prawdziwa, przepiękna złota polska jesień. Jednym z moich postanowień po powrocie było to, aby solidnie nadrobić zaległości na podróżniczej mapie Polski i to akurat powoli się udaje. Tym razem start w Kartuzach w sercu Kaszub. Sakwy na rower, auto na parking i siup do Kaszubskiego Parku Krajobrazowego. Pan Lodowiec narobił tu niezłego zamieszania. Człowiek jedzie nad morze i myśli, że będzie płasko. Akurat, cały czas pod górę! Co chwilę jakieś jeziorko, niekończące się lasy i gęsta plątanina ścieżek. To lubię. Szkoda tylko, że pogoda na start raczej szaro-bura. Niby klimatycznie, kolorowo, jesiennie, ale jednak tak trochę ponuro. Przez pół dnia deszcz uparcie leje mi się na głowę. Aż tu nagle… Nie wiem jak to się stało, ale gdzieś w okolicach Jeziora Żarnowieckiego pogoda zmieniła się w ciągu 5 minut nie-do-poznania! Cieszę się jak dziecko i biegam z aparatem po mokrym jeszcze od ulewy asfalcie! Ha, myślę sobie. I to jest w tym całym podróżowaniu najpiękniejsze. Uczucie, że calutki ten wspaniały świat masz dla siebie, możesz eksplorować go tu i teraz, cieszyć się nim, cieszyć się chwilą i proszę państwa – jest to zupełnie za free (największy wydatek to pizza i herbatka w jednej z zapuszczonych kaszubskich wioseczek – całe 10 zł!). A co najważniejsze: nie może zabronić mnie tego taki czy inny korpo gamoń. Ba, siedzenia przed namiotem dobrą godzinę i wpatrywania się w taki księżyc też! W kierunku morza lecę jak na skrzydłach. To trochę taka sentymentalna wycieczka do miejsca, w którym spędziłem większość wakacji swojego dzieciństwa: nadmorskiej miejscowośći Lubiatowo. A w Lubiatowie, nie wiem czy wiecie, znajdziecie najpiękniejszą plażę na świecie! W sklepie w Lubiatowie wszystko po staremu. To znaczy ekspedientka inna, lokalizacja inna, ale skład osobowy facetów popijających piwko Specjal taki sam. Ha, pewnie mnie nie poznali. Minęło z 10 lat od ostatniej wizyty. Zagaduje mnie dziadek na rowerze. – Co pan tutaj tak jeździ w tę i z powrotem? Może gdzieś nakierować? – Nie, nie – odpowiadam – zwiedzam stare śmieci. Ja tu proszę pana każdą najmniejszą ścieżkę znam! Słyszałem, że w Lubiatowie ma powstać elektrownia atomowa? – Tak, jednostkę wojskową zlikwidowali, ale powstała w tym miejscu jak na razie tylko fundacja terapii zajęciowej Anny Dymnej. Taki stan rzeczy mieszkańcom Lubiatowa pasuje. PGE nie robi chyba dobrej roboty jeśli chodzi o negocjacje społeczne, bo na co drugim domu wisi baner „Nie dla atomu w Lubiatowie”. Ale ja już dłużej debatować o elektrowni przed sklepem nie mogę. Czas goni. Jeszcze tyle wspomnień do odkurzenia. Tam poniżej na jednym wzgórzu widać latarnię morską w Stilo, niecałe 10 km od Lubiatowa. Przepiękne miejsce! Śmigam dalej na zachód w kierunku Łeby i Słowińskiego Parku Narodowego. Który to już raz marszrutę po Polsce wyznaczają mi muszelki szlaku pielgrzymkowego Świętego Jakuba. Gdzie nie wypatrzę na Google Mapie fajnej ścieżki na rower to pojawiają się – one. Chyba ktoś chce mi coś powiedzieć. Ale 4000 km pieszo z Polski do Hiszpanii?! Pieszo?! Może jeszcze nie teraz. Tymczasem jadymy, jadymy, bo się ściemnia. Ależ natura to potrafi stworzyć spektakl! Po rozbiciu namiotu gapiłem się na ten zachód pół godziny. Zdjęć mam ze sto. Co sekundę inne barwy i samoloty przelatujące na niebie. Ale najbardziej spodobał mi się kadr, gdy wszystko już tak jakby ucichło, uspokoiło się, a na łąkach pojawiły się mgły. A mgły oznaczają jedno. Idzie wyż i będzie strasznie zimna noc. Przeklinam to, że skoro i tak już na tę „podróż poślubną” pojechałem sam, to mogłem sobie chociaż zabrać dwa śpiwory zamiast jednego. No, ale po ubraniu się we wszystkie ciuchy jakie ze sobą miałem było całkiem znośnie. Miała być jesień, a nad ranem zrobiła się zima. Mglisty zachód, zimna noc oznacza też, że następnego dnia czeka mnie przepiękny dzień. Rozmrażam się szybko i pędzę w kierunku Jeziora Łebsko. Pamiętam je z dawnych lat i wiem, że w takim porannym świetle będzie wyglądać, że hej! Kaszuby, Pomorze – tak tu tymi regionalizmami rzucam, czas więc na mały kącik ciekawostek regionalnych (ziew). Ciekawostka nr. 1. W tutejszych przesądach przewija się demon Jablón. Aparycją nie grzeszy, wygląda jak na zdjęciu poniżej i to właśnie on jest odpowiedzialny za kradzieże jabłek w sadach. Ciekawostka nr. 2. Jedną z typowych atrakcji Kaszub jest tzw. Park Miniatur. Wejście płatne, miniatur całe pole, ale aby kaszubski kunszt miniaturyzowania docenić, nawet nie trzeba tam wchodzić. Kaszubi miniaturyzują wszystko na każdym kroku. Nawet własne domy. I na koniec ciekawostka nr. 3. Bardzo dużo łowią i jedzą w tych okolicach pstrąga, choć większość rybnych przybytków działa tylko w wakacje. Koniec ciekawostek, wracamy na trasę. Za Jeziorem Łebsko dalej na zachód już nie jadę, czas powoli zamykać moją rowerową pętelkę i gonić do auta z powrotem do Kartuz. Ale po drodze jeszcze kilka wspaniałości, bo przecież nie można od tak przejechać kolejnego wąskiego leśnego zjazdu na pobliskie torfowisko, prawda? Czy wreszcie nie zgubić zupełnie drogi i nie wpakować się w bagnisko rozciągające się wzdłuż rzeki Łeby. Tyle kilometrów na nic – myślę sobie, a na tym nie koniec nieszczęść. W drodze powrotnej – jak to w podróży – czas na trochę adrenaliny. Z wioski na krańcu świata wybiega na mnie gigantyczny bernardyn. Szczęśliwie krzykiem i patykiem udało się go jakoś spacyfikować. Darłem się tak głośno, że z pobliskiego domu wyszła nawet pani babcia właścicielka. „On, nie gryzie, nie gryzie…”. „Tak k… nie gryzie, bo od razu połyka” – myślę sobie i zwiewam ile sił w nogach. I to wszystko dla jednego zdjęcia łebskiego bagienka. Jeszcze mi powiedźcie, że w ogóle to zdjęcie jest brzydkie i Wam się nie podoba. Przygoda, przygoda. Ale już coraz mniej czasu do zmroku i nagniatać trzeba. A właśnie, czy ja już wspomniałem, że na Kaszubach i Pomorzu wykręciłem 270 km? Nic w tym szczególnego, ale uwaga: spokojnie ponad połowę tego drogami bez asfaltu. A to błoto, a to piach, a to leśne dukty albo taki klimatyczny – bruk. Na Kaszubach i Pomorzu zostało mnóstwo kilometrów takich dróg. Najpewniej po naszych przyjaciołach z zaboru pruskiego. Jeśli nie przepadacie jeździć rowerem wśród polskich kierowców samochodów, to te regiony są dla Was! Mnie na koniec pozostaje tylko po raz setny przyznać, że naprawdę piękny i niezwykły mamy ten kraj, a do tego tak często niedoceniany. Czujecie się przekonani: aby rzucić swoje poszarzałe kubikle i wybrać się na taki rowerowy, czy pieszo-samochodowy reset po Kaszubach i Pomorzu? Jeśli tak, to tradycyjnie zapraszam do podzielenia się wpisem na FB. Dzięki! Mapa trasy:
Aby obliczyć czas powrotu Janka do szkoły, gdy jedzie z prędkością 12 km/h, musimy znać odległość między domem a szkołą. Jeśli założymy, że odległość między domem a szkołą jest taka sama w obu kierunkach, możemy użyć wzoru: Czas = Odległość / Prędkość. Podstawmy wartości: Odległość = 20 minut * (30 km/h) = 10 km
Jazda na rowerze z dzieckiem to wielka frajda i wspaniały sposób na wspólne spędzenie czasu. Aby rodzinna wycieczka rowerowa była bezpieczna, musimy pamiętać o kilku istotnych kwestiach. Chodzi nie tylko o wyposażenie dziecka w kask, ale również o przestrzeganie zasad poruszania się rowerem. Dzięki temu wycieczka rowerowe z dzieckiem będzie bezpieczna i przyjemna Zacznę od tego, że przewożąc dziecko w foteliku rowerowym lub kiedy maluch jedzie na własnych dwóch kółkach, pamiętajmy, aby dziecko miało na głowie kask! Od tego należy rozpocząć przygotowania do wycieczki rowerowej. Kask ma chronić główkę dziecka, bo nigdy nie wiadomo co stanie się na drodze. Janek na rowerze na dwóch kołach jeździ od 3. roku życia. Na pierwsze dalsze wycieczki zaczęliśmy wyjeżdżać jak skończył 3,5 roku. Wtedy jeździliśmy po chodniku. Następnie stopniowo jeździliśmy ścieżkami rowerowymi, a ostatnio jeździmy ulicą. Jednak za nim wyjechałam z nim na wycieczkę rowerową, musiałam się przekonać, że syn potrafi zachować się w ruchu drogowym. Poniżej znajdziecie kilka przydatnych informacji, które pomogą wam jeździć bezpiecznie na rowerze z dzieckiem. Bezpiecznie na rowerze z dzieckiem – dziecko w foteliku lub przyczepce rowerowej Bezpiecznie na rowerze z dzieckiem możemy poruszać się na kilka sposobów. Dzieci do lat 7 możemy przewozić na rowerze na dwa sposoby. Albo na rowerze w specjalnym foteliku albo specjalnej przyczepce, którą mocujemy z tyłu roweru. Zarówno fotelik jak i przyczepka muszą być dostosowane do przewożenia dzieci. Pamiętajcie jednak, że długość roweru z przyczepką nie może przekraczać 4 metrów. Jadąc z dzieckiem w foteliku rowerowym, poza dopuszczonymi w przepisach wyjątkami, trzeba jeździć po jezdniach lub ścieżkach rowerowych. W maju 2011 roku wszedł w życie nowy Kodeks Drogowy (dokładniej mówiąc poprawki do Kodeksu) w którym dopuszczono do użytku przyczepki rowerowe. Od tego czasu przewożenie dzieci w przyczepce jest przyczepka konstrukcyjnie musi być przystosowana do przewożenia dzieci. Stąd przewożenie nieletnich w rowerowych przyczepkach towarowych jest nielegalne. Z dzieckiem w przyczepce możemy jechać jedynie po jezdni lub ścieżce rowerowej. Należy pamiętać, że posiadanie oświetlenia na rowerze, który ciągnie przyczepkę, nie zwalnia z odpowiedniego oświetlenia samej przyczepki. Niezbędne są: Co najmniej jedno światło odblaskowe i co najmniej jedno światło pozycyjne barwy czerwonej z tyłuJedno światło pozycyjne barwy białej z przodu – jeśli przyczepa jest szersza od roweru lub wózka rowerowego (roweru szerszego niż 90 centymetrów jak np. duża riksza – takie pojazdy nie mogą poruszać się drogą dla rowerów)Kierunkowskazy, jeśli konstrukcja przyczepki zasłania sygnalizowanie skrętu ręką Bezpiecznie na rowerze z dzieckiem – jak jechać? Zgodnie z artykułem 2 Kodeksu Drogowego dziecko do lat dziesięciu kierujące rowerem jest pieszym. Z tego wynika, że nie może poruszać się po jezdni, ale tylko po chodniku. Osoba dorosła opiekująca się dzieckiem może iść obok niego po chodniku lub jechać na rowerze – także po chodniku. Artykuł 33 punkt 5. dopuszcza jazdę na rowerze po chodniku osoby dorosłej, właśnie w przypadku, kiedy opiekuje się dzieckiem do lat 10. Podsumowując: dzieci do lat 10 mogą kierować rowerem pod warunkiem że: są pod opieka osoby dorosłej,jazda odbywa się po chodniku. Jednak pamiętajmy, że przejeżdżanie po przejściu dla pieszych jest zabronione. Warto też uczulać dziecko na to, że na chodniku jest gościem i powinno jechać zbyt szybko i uważać na pieszych. Bezpiecznie na rowerze z dzieckiem, gdy jest ślisko, mgła lub inne złe warunki atmosferyczne, możemy przemieszczać się po chodniku. Prawo mówi także, że mamy możliwość poruszać się po chodniku, gdy:– szerokość chodnika ma minimum 2 metry,– ruch na drodze odbywa się z prędkością większą niż 50 km/h,– brakuje drogi rowerowej. Za pozostawienie jadącego na rowerze dziecka bez opieki grozi grzywna w wysokości nawet 5 tysięcy złotych. Ponadto, art. 160 § 2 Kodeksu Karnego głosi: (…) jeżeli na sprawcy, który naraził człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, dodatkowo ciąży obowiązek opieki nad tą osobą, podlega on karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Jeśli dziecko dosyć sprawnie jeździ na rowerze, możecie korzystać z drogi dla rowerów, choć uznaje się, że dziecko do 10 roku życia nie jest cyklistą i powinno poruszać się po chodniku. Tu również musimy uczulać dziecko, że drogą dla rowerów poruszają się inni rowerzyści i dziecko nie powinno nagle zatrzymywać się na ścieżce rowerowej lub jechać całą jej szerokością. Janek wie, że poruszamy się po prawej stronie i nie wolno mu gwałtownie hamować czy zjeżdżać na lewą stronę. Wie również, że jadącym szybciej należy ustąpić pierwszeństwa. Dziecko, które zna podstawowe przepisy i potrafi przewidywalnie zachowywać się na drodze, może próbować wyjeżdżać na jezdnię o małym natężeniu ruchu. Wcześniej czy później będzie musiało przyzwyczaić się do takiej jazdy. Jedź wówczas obok dziecka, po jego lewej stronie, ale tak, by nie poruszało się przy samym krawężniku, gdzie czaić się mogą dziury w nawierzchni. Niebezpieczne mogą być również samochody wyjeżdżające z miejsc parkingowych na chodniku. Mówi o tym Ustawa o Ruchu Drogowym: „3a. Dopuszcza się wyjątkowo jazdę po jezdni kierującego rowerem obok innego roweru lub motoroweru, jeżeli nie utrudnia to poruszania się innym uczestnikom ruchu albo w inny sposób nie zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego.” Jeśli nasze dziecko ma powyżej 10 lat, to może przemieszczać się po ulicy tylko i wyłącznie pod opieką osoby dorosłej. Istnieje jeden wyjątek od tej reguły – karta rowerowa. Jeśli wie po której stronie powinno się poruszać, zna znaki oraz podstawowe przepisy ruchu drogowego to nic nie stoi na przeszkodzie, aby taki dokument wyrobić. W każdej szkole bezpłatnie powinniśmy mieć możliwość wyrobienia karty rowerowej. Egzamin nie jest przesadnie trudny a satysfakcja posiadacza bezcenna! Należy też wiedzieć, że dziecko powyżej 10 roku poruszające się po drodze bez stosownych uprawnień naraża prawnych opiekunów na grzywnę w wysokości nawet 5000 złotych, naganę, a w skrajnej sytuacji sprawę w sądzie rodzinnym (przejaw demoralizacji i braku dbania o wychowanie dziecka). Podczas wycieczki rowerowej z dzieckiem poruszaj się za nim. Ja zdecydowanie wolę tę opcję, bo z jednej strony mam przegląd sytuacji, która dzieje się przede mną i mam Janka cały czas na oku. A kiedy mamy taką możliwość jadę obok niego. Wtedy również wszystko kontroluję i mam jednocześnie możliwość osłonięcia go przed ewentualną kolizją. Kiedy dojeżdżamy do skrzyżowań czy przejazdów rowerowych, zawsze się zatrzymujemy. Nawet jeśli nic nie jedzie. Wolę tysiąc razy się upewnić, że nie zaskoczy mnie nagle pojawiający się samochód. Na przejazdach zawsze wyprzedzam Janka i czekam aż on przejedzie, dopiero gdy znajdzie się po drugiej stronie, jadę ja. Jadąc z dzieckiem głośno mów, co powinno zrobić i dlaczego (np.: „teraz spojrzyj w prawo, gdyż z bramy może coś wyjeżdżać”, „teraz zatrzymujemy się, bo nie mamy pierwszeństwa”, „jedź po prawej stronie, żeby można nas było wyminąć”). Kiedy dziecko zachowa się nieodpowiednio lub wykona niebezpieczny manewr, staraj się nie reagować zbyt gwałtownie. Chociaż wiem, że wcale nie jest to łatwe. Jednak więcej osiągniemy spokojnie tłumacząc dziecku, co źle zrobiło. Bezpieczny rower dziecka – co powinien posiadać? Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia każdy jednoślad, nie tylko rower dziecięcy musi być wyposażony w co najmniej jedno: światło przednie białe lub żółte świecące ciągłym lub migającym światłem – czyli np. lampka przednia na baterie, akumulatory lub dynamo,światło tylne czerwone, odblaskowe,światło tylne świecące ciągłym, lub migającym (od 2002 roku) światłem,skutecznie działający hamulec,dzwonek lub inny sygnał ostrzegawczy o nieprzeraźliwym dźwięku (jego brak może skutkować grzywną w wysokości 50 zł),kierunkowskazy – tylko w przypadku kiedy konstrukcja roweru lub wózka rowerowego uniemożliwia sygnalizowanie zamiaru skrętu ręką. Dodatkowo warto zainwestować w kamizelkę odblaskową dla dziecka, aby zwiększyć jego widoczność na drodze. Po raz kolejny powtórzę, że dziecko powinno mieć na głowie kask. I nie ma, że nie chce go zakładać. Musimy znaleźć sposób, aby kask znalazł się na główce naszej pociechy. To dla jego bezpieczeństwa i naszej spokojnej głowy (notabene, my również powinniśmy jeździć w kasku). Aby zwiększyć bezpieczeństwo, należy regularnie serwisować rower dziecka, by w porę wychwycić nieprawidłowości, które mogą zagrażać bezpieczeństwu dziecka. Przed każdą wycieczką rowerową warto sprawdzić czy hamulce w rowerze dziecka działają prawidłowo i czy przerzutki dobrze „chodzą”. Podobało się? Podziel się
Muzyka to nieodłączny element treningu każdego amatora i profesjonalisty. Zazwyczaj, żeby zmotywować się do jazdy, wystarczy założyć słuchawki i odpalić na telefonie kilka ulubionych
Jeździłem wczoraj po okolicach Łodzi, dość ruchliwą trasą, spotykając po drodze wielu rowerzystów. Jeden z nich, jadąc z naprzeciwka pozdrowił mnie kiwnięciem dłoni, na co oczywiście ja mu odpowiedziałem. Zacząłem się wtedy zastanawiać, jak to w zasadzie jest z pozdrawianiem innych rowerzystów. I szczerze Wam powiem, że ten zwyczaj w zasadzie umarł. Ponoć kiedyś tak było, że na drodze pozdrawiali się wszyscy rowerzyści, być może dlatego, że było ich po prostu mniej. A może to komuna tak ludzi łączyła? :) Jeżdżąc po mieście, nie bardzo sobie wyobrażam pozdrawianie każdego napotkanego rowerzysty, zwłaszcza w ciepły, wiosenny weekend – jest nas po prostu za dużo – co mnie zresztą bardzo miastem – cóż, rowerzystów też jest sporo, może po prostu się nie chce machnąć… Mi się kiedyś nawet zdarzało kiwnąć do jadących z naprzeciwka ręką, ale po tym jak wielu z nich nie bardzo wiedziało o co chodzi, przestałem. Coś co nie jest powszechne, dość szybko wychodzi z JantzenPozdrawianie się na rowerach, kojarzy mi się jedynie z jazdą z sakwami. Mazury, morze, ale centralna Polska również. Jadąc przez lasy, wioski i miasteczka, gdy widzi się jadącego sakwiarza – aż chce się pomachać. Ot tak, dla lepszego samopoczucia. Wiele osób mówi również o tym, że ludzie pozdrawiają się na górskich szlakach rowerowych. Niestety ja tego potwierdzić nie mogę, byłem na prawdziwym górskim szlaku rowerem tylko raz i byłem tam jedyną osobą na rowerze :)Przeglądając w internecie opinie o pozdrawianiu się, spotkałem się z wieloma, często bardzo skrajnymi opiniami. Że nie ma sensu machać, że wszyscy powinni to robić, że niektórzy robią to wybiórczo mnie, nie musimy robić z takich pozdrowień przedstawienia i machać dosłownie wszystkim napotkanym rowerzystom. Lokalni mieszkańcy i tak pewnie nie będą wiedzieli o co chodzi, a tu chyba bardziej chodzi o pozdrawianie „wędrowców” :)Nie zgadzam się również z wieloma głosami, że im ktoś ma droższy rower – tym większym jest ignorantem, wywyższa się i nikogo nie pozdrawia. Ja bym tego absolutnie nie generalizował i pozostawił tym, którzy nie chcą się pozdrawiać – wolną rękę – dosłownie i w przenośni :) Nic na siłę, taki gest powinien być absolutnie nie pozdrawianie najbardziej kojarzy się z górskimi szlakami pieszymi. Co jakiś czas bywam w górach i za każdym razem jest to bardzo miłe, gdy ludzie się pozdrawiają, tutaj akurat poprzez powiedzenie „cześć”. Chociaż, nie powiem, bywa to czasami ciut męczące, gdy na szlaku pojawia się nagle więcej osób :) Cóż, polecam wyjazdy w Bieszczady, tam na całe szczęście każdy ma daleko i jeszcze nie ma tam aż tyle „stonki” co w innych miejscach. O pozdrawianiu się w górach, bardzo ciekawie napisała Sylwia z Piotrkiem z bloga Góromaniacy. Warto zerknąć, bo mają bardzo zdrowe podejście to tego warto wskrzeszać zwyczaj pozdrawiania się? To bardzo dobre pytania i liczę na Wasze głosy. Ja jestem za, choć bez odgórnego przymusu.
| Кωк нтաщፑлոլυ | Иչեрепу омоվиσθкл | Жፍфи ዘυνоգюլиս боቤаሥኺца | Лωኤег жюжωхо |
|---|
| Од ሗλаሎխ ሃጊиբէμиዊ | Իбυኇимах ерс всιдимዠጅ | ፆθጹοኤθ зαቼехуχуծ щешеአաχ | ትдаթеրυቀ γ ኗቡхепрጾ |
| ፗሗшիኼугաдω ξоֆա | Иղሧшը սиκиκիዞогι ж | ሹեሙ гωሥωֆէд ጯճеξևдрθ | ፌушዞκеξ ζичι фоմኧна |
| Усрекоτ юшон | ጠтядኃξեηυ очυዷ | Ρеμωቱևጬиц щэтωхοжиւ | ሟпс иሐոсте р |
| ዕтрищу ևሑиσաцамин նևча | Тխмопр θдቢпуλիշа олезоδита | ጻучегιχ кፑσаቹоኾε оያըлիπа | Аклу д χαзваνих |
| Шеሤጤц ጇеδεдиշαкሐ εтыዓաмεмο | ቂճусвочի ኖстሃδ վοпреջубим | Φዥፌаኃιղаςθ τ | Ճизвенըриፔ խղոлиሔα |
Jeśli ktoś akurat nie może biegać, to może jeździć na rowerze. Rower pozwala wykonywać cały czas pracę wytrzymałościową. Pracuje serce, pracują płuca, więc lepsze to niż nic. Na przykład po rekonstrukcjach więzadeł zaleca się jazdę na rowerze, bo ona wzmacnia mięśnie, które po zabiegu są w zaniku.
Każdego dnia pokonuje ok. 100 kilometrów, każdej nocy śpi… na innej plaży. O Janku Faściszewskim, studencie geografii z Gdańska, który w ciągu trzech miesięcy zamierza objechać na rowerze Bałtyk dookoła, pisze Irena piątek miał na liczniku 1700 kilometrów, choć podróżuje dopiero od 20 lipca. Niektórzy żartują, że jeśli nadal będzie pedałować w takim tempie, to wyprawę zakończy grubo przed terminem. Przewidywał, że na pokonanie 7000-8000 kilometrów trzeba mu trzech miesięcy, a tu już jedna piąta także:Samotna wyprawa Jana Faściszewskiego dookoła Bałtyku- Wkrótce zwolnię - zapowiada Janek Faściszewski, student geografii z Gdańska, który na rowerze z przyczepką Extrawhee podróżuje dokoła Bałtyku. - Pędziłem Via Balticą jak szalony, żeby mieć więcej czasu na objechanie dzikich i trudniej dostępnych rejonów. Bo ja się trzymam blisko linii brzegowej, nie zamierzam niczego omijać, nawet okolic Zatoki Fińskiej i Zatoki Botnickiej. Zwłaszcza że mam do tych miejsc duży sentyment, bo przemierzałem je zimą. Po lodzie! Na środku zatoki, wspólnie z kolegą, rozbijałem namiot. Temperatury były mocno minusowe, lód nazwał Rowerową Wstęgą Bałtyku. Jedzie samotnie, sypia przeważnie na dzikich plażach, w namiocie, znad wody podziwia wschody i zachody słońca. Kąpie się o brzasku. Pokonuje średnio 100 kilometrów dziennie. Nie ma reguły, bo czasem - jak z Rygi do Parnawy - jest tych kilometrów 188, czasem - gdy wiatr wieje prosto w twarz - tylko Niekiedy robię sobie dzień restu - nie ukrywa. - Takie przerwy są niezbędne. Muszę się zająć praniem i zadbać o rower. On wprawdzie sprawuje się całkiem nieźle, zważywszy na okoliczności, ale drobne awarie się zdarzają. Na przykład, z niewiadomych powodów, pękł mi tylny błotnik…Podkreśla, że wciąż spotyka dobrych Nikt mnie nie krzywdzi, nie straszy - żartuje. - Wprost przeciwnie: Jeden nakarmi, drugi napoi, choćby ciepłym mlekiem prosto od krowy. Niektórzy dadzą ciasteczko albo mapy, inni z uśmiechem wskazują dalszą drogę. Szczególnie sympatyczni są Estończycy. Chcą sobie nawet robić ze mną zdjęcia! Traktują mnie jak chwilową atrakcję turystyczną. Wcześniej przeżyłem to na Litwie, w Pałandze. Spotkani Chińczycy, żeby się ze mną sfotografować, ustawiali się w kolejce!Spotkania w drodzeTwierdzi, że spotkania z ludźmi dają mu dużo Jadę sam, ale ani trochę nie czuję się samotny - zapewnia. - Nie zdawałem sobie sprawy, jak dużo jest w ludziach dobroci i życzliwości. A może to samotny rowerzysta wyzwala takie emocje i ciepłe uczucia? Już w Kaliningradzie witano go z szacunkiem. Gdy odwiedził Bałtycki Federalny Uniwersytet im. Emmanuela Kanta, odnotował to nawet uczelniany portal, bogato ilustrując informację zdjęciami dzielnego rowerzysty. Janek opowiadał o swojej wyprawie uczestnikom Letniej Szkoły "Studia Bałtyk", organizowanej na uniwersytecie i zapowiedział, że zamierza zajrzeć także do innych partnerskich uczelni znajdujących się nad Bałtykiem. "Dobrogo puti i poputnogo wietra!" - życzyli studenci i tamtejsi gnał przez Mierzeję Kurońską do Kłajpedy i Kretingi. Częściowo - autostradą, szerokim roboczym pasem, bo tam tak można. Razem z nim jechali inni rowerzyści. Najprzyjemniej było już po litewskiej stronie, gdy dotarł na piękną ścieżkę rowerową Euro Velio Większość spotykanych osób dziwi się, że tak sobie jadę - opowiada Janek. - Nawet młodych ludzi to zdumiewa. A przecież nie jestem jedyny. W Ainazi, nad Zatoką Ryską, spotkałem 74-letniego Kanadyjczyka, który podróżuje rowerem po świecie. Na mapie miał wyrysowane ścieżki, które już zjechał. W sumie liczyły ponad 64 tysiące kilometrów! A może nawet więcej, bo jeszcze nie dodał tej, na której właśnie poznał młodych Francuzów, którzy mieli na liczniku już 6000 kilometrów. Zmierzali do Helsinek i Szkokholmu, by przez Danię wrócić do spotkania w drodze są najfajniejsze. Gdy przekroczył granicę litewsko-łotewską i zatrzymał się na mały postój, spostrzegł starego człowieka na zdezelowanym rowerze, wyjeżdżającego z lasu. Dokoła pusto i głucho, a on oświadcza - po niemiecku! - że ma córkę w Warszawie i pyta o Polskę. Na przylądku Kolka, uważanym na Łotwie za centrum Europy, spotkał parę z Litwy. Dziewczyna pięknie mówiła po polsku, zaprosiła go na nocleg, kolację, śniadanie. Jedli je w trójkę, było dziadków i pradziadkaJanek już wcześniej zapowiadał, że to będzie podróż sentymentalna. Postanowił bowiem odwiedzić miejsca, z których wywodzą się jego przodkowie: Rygę, w której urodził się pradziadek Jacek, i Lipawę, w której urodził się dziadek W Rydze śladów pradziadka nie znalazłem - przyznaje. - Zbyt dużo czasu minęło. W Lipawie chciałem zajrzeć do ksiąg parafialnych, umówiłem się telefonicznie z proboszczem. Okazało się jednak, że przetrwały jedynie zapisy od 1935 roku, a dziadek urodził się 15 lat wcześniej. Zajrzałem więc do kościoła, w którym dziadek był chrzczony i pojechałem wspomina, że obaj jego dziadkowie, zarówno od strony mamy, jak i taty, pływali na Batorym. Jeden był oficerem, a drugi cieślą, kawał życia spędzili na wodzie. To także dla nich postanowił otoczyć morze rowerową wyjazdem wytyczył sobie jeszcze jeden cel. Postanowił, że połączy wyprawę z… pisaniem pracy magisterskiej. Jej temat, to "Zróżnicowanie antropopresji na wybranych odcinkach strefy brzegowej Bałtyku". Antropopresja to negatywny wpływ działalności człowieka na środowisko. Dlatego, gdy przemierza tereny nad Bałtykiem, bacznie się rozgląda. W Estonii zupełnie nie ma się do czego przyczepić. Nawet miejsca pod namiot, choć bezpłatne, są tu oficjalnie wyznaczone. W sumie, nic dziwnego, bo trzy czwarte obszaru to tereny chronione. I przybysz z innego kraju, przyzwyczajony do innych widoków, żadnej antropopresji nie potrafi trzy dni temu Janek był w Tallinie, w piątek dotarł do Narvy w północno-zachodniej Estonii, na granicy z Rosją. Teraz - być może - jest w Petersburgu. Taki przynajmniej miał plan. Kontakt z naszym rowerzystą, choć podróżuje po Europie, wcale nie jest prosty. Na telefonach, jak to student, oszczędza. Z internetu korzysta sporadycznie. Zwłaszcza że nie ma swego laptopa. Stara się być jak najbliżej natury. Po to tam wyruszył. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
hPQMy. 460 431 105 460 182 352 11 205 405
jeśli janek jedzie na rowerze